Meksyk – nasza miesięczna podróż poślubna do krainy karteli i nachosów!

kwiecień 13, 2021 | Ameryka Północna, Blog, Podróże

Długo, ooj długo zastanawiałam się, o którym odwiedzonym przeze mnie miejscu na świecie napisać jako pierwszym. Myślałam, wybierałam, przyjmowałam jakieś schematy i nawet rozpisałam sobie na kartce wedle ważności co powinno wskoczyć na zaszczytne podium pozycjonowania postów. I wiecie co?… Nic mi to nie dało.

Pierwszym moim postem będzie opis wyjazdu do Meksyku, który rozpoczął się wizytą w MEXICO CITY… bo tak.

Do rzeczy.

Każdego roku w grudniu nie ma nas w Europie. Zazwyczaj wracaliśmy tuż na wigilię. Pełni energii po zwiedzaniu obczyzny i delikatnie muśnięci “zagranicznym słońcem” [śmieszne jest to, że często tak się mówi, a przecież… jest do cholery tylko jedno i jedyne słońce!] siadaliśmy do stołu i wciągaliśmy pierogi nooosem stęsknieni za absolutnie każdym polskim smakiem, za którymi nasze kubki smakowe tęskniły waląc drzwiami i oknami.

Państwo Zawistowscy wylądowali w Madrycie!
 Alpy! Uporczywie próbowałam dopatrzyć się najwyższego szczytu - Mont Blanc

Rodzina to rodzina

Tym razem postanowiliśmy zaszaleć i wrócić aż po Nowym Roku. Szok.
Z jednej strony – nie mogłam przecież powiedzieć, że `spędzę święta bez rodziny`, bo przecież już Kuba stał się oficjalnie moją rodziną. Moim mężem. Noszę Jego nazwisko. I właśnie z taką też zmianą w paszporcie wylatujemy 8 grudnia 2019 roku na naszą PODRÓŻ POŚLUBNĄ do Meksyku. 168 dni po ślubie wsiadamy do samolotu [ja z Wawy, a Kuba z Gran Canarii, na którą poleciał na swoje zawody OCR] świętować na wywczasie noszenie tego samego tytanu na palcach.

pa Alpy, lecimy dalej…
Jak na Alpy w grudniu to jakoś mało śniegu
Alpy z lotu ptaka. Ciekawe ile osób jest tam aktualnie na szlaku

Kurtki na taśmie nie powinny się zacinać!

Co prawda już na samym lotnisku miałam pierwszą przygodę, bo z racji tego, że leciałam sama, to poza ogarnięciem mieszkania, życia, pracy i czasoprzestrzeni, której było mało – to jeszcze na lotnisku musiałam szybko wymienić w kantorze pieniądze polskie na pesos, a że byłam już po odprawie, to dupa zbita. Panowie nie chcieli mnie przepuścić, czas się kończył nieubłaganie i wizja odlatującego samolotu beze mnie klarowała się dość mocno. Ubłagałam jednak gości z obsługi, żeby mnie wpuścili na płytę terminalu [mimo, że nie robi się takich rzeczy]! I mając 12 min do odlotu samolotu ja biegałam szukać kantorów! Finalnie się udało, ale w drodze powrotnej musiałam się raz jeszcze odprawić – myślałam, że umrę ze stresu. Facet przy drugiej odprawie powiedział, że już ogłaszają “ostatnie wezwanie” i żebym się pospieszyła, bo za chwilę nie wejdę do samolotu! Co się wtedy stało? A no jeszcze problem z taśmą i moimi bagażami podręcznymi – okazało się, że…… zacięła mi się kurtka! Autentycznie wkręciła się w rolkę!! Mogłam olać kurtkę i biec na samolot, ale facet ewidentnie dawał mi szansę, że już jest blisko uratowania jej! I fakt – kilkanaście sekund później miałam już ją w rękach!

Finalnie jak dopadłam wejście do mojego samolotu, to moim tętnem można by rozbijać chodniki w mieście. ALE co tam – najważniejsze, że się udało! Cudem, bo cudem, ale się udało!

Mój krytyczny moment w podróży… Sekundy, sekundy i sprint do wyjścia

Kaloryfer pod madrycką patelnią

Najmniejszy i najzimniejszy apartament w całej Hiszpanii
Jeszcze tylko nocka przesiadkowa w Madrycie i nocleg w malutkim apartamencie, w którym było tak zimno, że odpaliliśmy wszystkie płyty grzewcze w kuchence i piekarnik na full z otwartymi drzwiami. Turbo niebezpiecznie, ale chociaż nie umarliśmy z wychłodzenia. Powinnam chyba też napisać coś w stylu: nie róbcie tego sami w domu lub przed użyciem zapoznaj się z treścią ulotki… ale skoro zadziałało, my żyjemy, nockę przeżyliśmy w błogim cieple, domek nie został spalony – to chyba jednak opatentowaliśmy system na hiszpańskie noclegi!

Poranek upłynął też pod hasłem “alternatywne formy grzewcze”. Kuba stał pod prysznicem, spod którego krzyczał: nigdy stąd nie wyjdę! Tam jest zimno, a tu mi jak w niebie!. Wszystko byłoby pięknie, gdyby nie fakt, że zużył całą gorącą wodę, a dla mnie została tylko chłodna. Piękny początek naszej wspólnej życiowej drogi.

Niech ta odsłonięta stopa nikogo nie zmyli. Nagrzaliśmy palnikami i piecykiem, więc mogliśmy sobie pozwolić na tę chwilę luksusu

Zmiana lądu i trójkąt bermudzki

Pokonaliśmy 9 080, 14 kilometrów! Zmieniliśmy kontynent! Przeżyliśmy lot nad trójkątem bermudzki. Przelecieliśmy nad Azorami, Bermudami i Florydą. Dolecieliśmy do Ameryki!
Wszystko brzmi bajecznie, ale… my lecieliśmy do swojego raju.

Wybraliśmy sobie kraj, który jest najbardziej na świecie podatny na trzęsienia ziemi, kraj który wprowadził na świat czekoladę, kukurydzę i chili, kraj z którego pochodzą pomidory, kraj nad którego stolicą unosi się najgęstszy smog na świecie, kraj który jest ponad 6 razy większy od Polski i jest 11 co do wielkości krajem na świecie, kraj gdzie artyści mieszkający w Meksyku mogą płacić podatki w formie dzieł sztuki, kraj zamieszkiwany przez największą liczbę osób otyłych, kraj do którego nasz Papież Polak pojechał jako pierwszy w zagraniczne odwiedziny (tutaj można nawet w taksówce spotkać obrazek Matki Boskiej z Gwadelupe i właśnie Jana Pawła II), kraj który zajmuje 1 miejsce w produkcji soli i kraj, który posiada piękne baseny Cenote i niesamowite wulkany!

Witaj Meksyku, Witaj Mexico City
 Planowanie. Codzienny element w podróży bez planu

Rysy w mieście

Mexico City znajduje się prawie na wysokości naszych Polskich Rys – tzn. na wysokości 2 250 m.n.p.m. [Rysy mają zaledwie 253 m więcej]! Można powiedzieć – dobra górska aklimatyzacja w mieście. Idziesz na frytki – aklimatyzujesz się. Idziesz na ciasto francuskie z truskawkami – aklimatyzujesz się! Niezłe jaja i niezły Meksyk.

Po wylądowaniu musieliśmy skanować odciski swoich palców, a potem jakimiś turbo maszynami na lotnisku robić zdjęcia swoich twarzy – pewnie na wypadek, gdybyśmy chcieli założyć lub wstąpić od ichniejszych karteli. Nie chcieliśmy, więc bezstresowo udaliśmy się do hoteliku, w którym padliśmy ze zmęczenia jak dzikie konie. Wg. naszego czasu położyliśmy się o 5 rano, u nich była 21:00. Zasnęliśmy w bluzach, bo tam było błogo zimno. Zimno i głośno. Spaliśmy w hotelu tuż przy ulicy, a okno było tak stare, że nie do końca można było zamknąć. Odgłosy ulicy towarzyszyły nam tak mocno, że w pewnym momencie miałam wrażenie, że śpimy na środku ronda. O losie, królestwo za korki do uszu.

Nasz powitalny hotelik. Te malutkie okienka pod głównymi dostarczały atrakcji dźwiękowych pt. “nie śpij, słuchaj jak się tutaj jeździ”
 Ciasny, ale własny [na jedną noc]
 Skanowanie odcisków palców na lotnisku przy wlocie do Meksyku
Powitalne zdjęcie. Cześć, witamy Cię w Meksyku, zrobimy Ci zdjęcie, żebyśmy wiedzieli kim jesteś.

Mexico City tak już na serio

To ósma na świecie stolica pod względem wysokości położenia. Założone przez Azteków 9-milionowe miasto, które nazywa się tak samo jak swoje państwo.

Pisząc ten post myślałam, że są w tym oryginalni na skalę światową, ale poszukałam, poczytałam i okazało się, że taka sama sytuacja z nazwami państw i stolic występuje też w takich państwach jak: Andora, Brazylia, Dżibuti, Gwatemala, Kuwejt, Luksemburg, Monako, Panama, San Marino, Singapur, Tunezja, Watykan! Wiedzieliście?

Mexico City, w którym mieszka mw. tyle samo ludzi co w Polsce, zostało zbudowane na wyschniętym jeziorze, które notabene planują teraz odtworzyć go i przywrócić ponownie do życia. Czy tak się stanie? Czas pokaże…

Grafitti w Meksyku jak psów.

Zwiedzone, zobaczone, lecimy dalej

I z racji tego, że nam bliżej do natury niż do skrzyżowań i budynków, które wyrastają obok siebie, z siebie i naprzeciw siebie – szybko uciekliśmy z tej stolicy. Aaale jeszcze tu wrócimy? A po co? A po to, żeby spędzić tam Sylwestra. Z wielką przyjemnością pokażę Wam i opiszę jak się tam to obchodzi.

Hasta luego!

Tipy na meksykańskie tripy

przejściówki do kontaktów
korki do uszu i opaska na oczy [noclegi w miastach są ciężkie]